Friday 16 April 2010

przedwakacyjne nastroje...

... zawładnęły mną na całego w duecie z wiosennym przeziębieniem:)

Grzebię w czeluściach biblioteki (i tych realnych i internetowych) w poszukiwaniu przewodnika po Stambule. Chcę planować, robić listy miejsc do odwiedzenia, uliczek do przedeptania i potraw do zjedzenia. Chcę pochłaniać zdjęcia, obrazki, historyczne fakty i mapki. Chcę już być w tej Turcji, tak bardzo potrzeba mi wakacji i słońca.

Uczę się tureckiego. Jeśli do tej pory uczyłam się sporo, może 3 godziny tygodniowo, teraz nie rozstaję się ze słówkami na krok podczas przerw w pracy i za każdym razem jak powtórzę daną partię, mam w głowie kolejne mnóstwo, które koniecznie muszę sprawdzić. Bo jak przecież poradzę sobie bez słówek takich jak szampon, przyprawy czy pocztówka o znaczku nie wspominając??? :)

Szykuję się logistycznie:) Czaję się na walizkę, wyposażyłam się w zapasowe baterie do aparatu, filtry i torby, cały czas mam w głowie listę drobiazgów o których wciąż musimy pamiętać i listę spraw do ogarnięcia przed wyjazdem :)

I dzień w dzień otwieram kalendarz, a tam ciągle numerek mniej. Dzisiaj 16, jutro 15 i tak dalej, aż do soboty za 2 tygodnie kiedy posadzimy pupy w pociągu, pociąg zawiezie nas na lotnisko, tam przenocujemy i o 6 rano będziemy już odprawieni na pokładzie samolotu do Turcji. Czyż nie brzmi to cudownie???? :D


Monday 12 April 2010

kilka zdań o minionej sobocie..

.. nie wiem co miałabym napisać o tym co wydarzyło się w okolicach Smoleńska w minioną sobotę. Padło tyle słów na blogach, które czytam, internet zawojowały czarne wstążeczki i symbole [*] wystukane na klawiaturze, artykuły na stronach portali pisane są donośnym językiem, padają wielkie słowa i wyszukane metafory...

Zginęło niemalże sto osób, nie chcę myśleć o ich randze, zasługach, ideach, nie. Bardziej porusza mnie fakt niemal stu rodzin, ktore zostaly pozbawione tego waznego KOGOS. Niemal sto pogrzebów, niemal sto zyc nagle przerwanych i ... i nic. Wśród osób, których nazwiska wszyscy znają, są takze Ci zwyczajni ludzie. Ci, ktorzy byli w moim wieku, nie mieli kilku tytułów w kieszeniach, ale wiarę, ze maja cale zycie przed soba, aby je zdobyc.

do przeczytania

W Angli, w moim małym sielsko-anielskim ''posh'' Tunbridge Wells, mało kto wiedział co wydarzyło się w sobotę rano. W miasteczku, w którym wbrew pozorom mieszka wielu Polaków nie pojawiło się najmniejsze ''nic''. Przykre to. Strasznie chciałabym przenieść się do Polski, przez te kilka dni być pośród ludzi, którzy rozumieją i czują podobnie. Wiem, ze w Londynie, szczegolnie w polskich okolicach Hammersmith czy koło ambasady RP sytuacja wygladala zupelnie inaczej, nie dane bylo mi jednak wybrac sie tam w miniony weekend. Przeglądałam wczoraj zdjęcia zrobione w sobotę i niedzielę w Warszawie przez mojego przyjaciela. Wiele bym dała za to, zeby przez kilka chwil byc tam gdzie czuje, ze powinnam.

nie wiem co więcej moge powiedziec, napisac..

A właściwie to jest tylko wielkie zakończenie
nieskończonym snów...
K.K. Baczyński, ''Śmierć''

Thursday 8 April 2010

powiało wiosną

nareszcie wiosna rozpachniła się dzisiaj na dobre! Mieliśmy co prawda w tym roku kilka znośnie słonecznych dni, ale i tak nieporównywalne to jest z zeszłoroczną wiosną... 12 miesięcy temu byliśmy z Fabem na naszej pierwszej wspólnej wycieczce, pływaliśmy na deskach w Walii, wróciliśmy przypieczeni słońcem tak, że skóra schodziła nam z nosów przez tydzień.. w porównaniu do wspomnień ten rok prezentuje się nieco mizernie, staramy się jednak chwytać kazdy mozliwy promień słońca dlatego w niedzielę wielkanocną wybraliśmy się na wieś, do domu (a może raczej posiadłości :D) gdzie nasza koleżanka pracuje jako aupair. Przez pół dnia siedzieliśmy w ogrodzie, graliśmy w tenisa, spacerowaliśmy i pstrykaliśmy zdjęcia-miejsce samo się o to prosiło :)





wiosna dodaje życia też moim roślinkom, szalona bazylia i tymianek ''produkują'' drugą serię listków, lawenda wyjrzała nieśmiało z nasionek, rozmaryn też chyba się do tego szykuje, a trawa cytrynowa pięknie pnie się w górę :) Jako, ze dzisiaj bylo wyjatkowo pięknie wystawiliśmy roślinki na parapet żeby złapały trochę słońca! Nie mogę się doczekać przesadzania ich do większych doniczek i rozstawiania dookoła mieszkania!


Natchniona tą wiosenną energią zaczęłam robić mega porządki, połączone z zamienieniem miejscami letnich i zimowych ciuchów (zimowe do pudeł, letnie do szafy), kilka toreb powędrowało do charity shopów i dzięki temu mam miejsce na nowe zakupowe zdobycze! Planuję małe przewietrzenie szafy przed wyjazdem do Turcji, więc akurat jak znalazł! Póki co, doczekałam się swojej wymarzonej, jak to moja szefowa powiedziała ''designerskiej'' torby :) Kupiona na przecenie w Cath Kidston jest spełnieniem moich marzeń. Odkąd pierwsyz raz odwiedziłam ten sklep mam w głowie tę stylistykę, kwiaty, gwiazdki, kropeczki na wszystkim, począwszy od ubrań, przez kuchenne akcesoria i dodatki na wyprawce dla niemowląt, notesach, przyborach do szycia i kraftowania kończąc. Jako że kupowałam online do torby dokupiłam sobie fartuszek :) Spełnienie marzeń razy dwa więc!

To szaro-rózane pod spodem to wspomniana torba, wielka, pojemna, mega wygodna. Mam nadzieje, ze wkrotce pokaze normalne zdjecie na sobie, czyli torba w akcji. Czerwony materiał na górze to fartuszek :)


Poza tym dzisiaj w szale zakupowego popołudnia z Fabem (musieliśmy kupić nową suszarkę...) sprawiłam sobie szary notes, w którym zamieszka journal-pamiętnik z mojej pierwszej wyprawy do Turcji i ołóweczek z piękną oprawką na przecenie w Paperchase. No i nowe okulary przeciwsłoneczne :) Odhaczam w ten sposób moją przedwakacyjną listę zakupów. Za 3 tygodnie i dwa dni BON VOYAGE!! PS. Poza wiosną wielką radość w naszych serduchach wywołuje fakt, że Fab ma już wbitą w paszporcie wizę, możemy więc razem zostać w Anglolandii przez następny rok :) Kamień z serca!

Monday 5 April 2010

Abra kadabra czyli słowem wstępu

naszyjnikowe lowe na dobry początek

abrakadabra
hokus pokus
marokus

:)

Jestem. Zakładam Kasikowego bloga. Jak próbowali mnie uczyć przez całe życie, działaniu ma towarzyszyć cel. Ten Kasikowy blog ma celów kilka:

Po pierwsze i najważniejsze- pisać po polsku. Zwracać uwagę na kropki, przecinki, ortografię i szyk wyrazów w długich i zawiłych wypowiedziach. Bo z bólem serca muszę przyznać, że poziom mojego ojczystego języka, zwłaszcza w wersji pisanej obniża się, stacza jak po anegdotycznej ''równi pochyłej''. Napisanie posta na worqshopie często zaczyna się od wersji angielskiej, która z powodu sytuacji zastanej pierwsza kiełkuje w mojej głowie, a dopiero kolejnym krokiem jest tłumaczenie i nadawanie sensu w wersji polskiej. Wstyd. Zwłaszcza gdy pomyślę, że niecałe 2 lata temu pisałam mega prace na studiach, projekty i szkice, które dostawały punkty nie tylko za pomysł ale i za piękną polszczyznę. Przeszłość, którą trzeba ratować.

Po drugie (nie mniej ważne ze społecznego punktu widzenia)- dzielić się. Dzielić się myślami, zdjęciami, przygodami, nastrojami, znaleziskami, przepisami, piosenkami, refleksjami. Robiłam to do tej pory w 100 milionach miejsc, facebook, nasza klasa, stary blog, nowy blog, picassa, wszędzie coś, a po chwili zapał do teog czegoś mija. Więc od teraz mam ten blog do dzielenia się całokształtem, i blog craftowy worqshop do dzielenia się moimi twórczymi wypocinami

Po trzecie (może powinno być przed drugim)- dla moich ludzi. Dla ludzi, którzy pytają non stop ''co tam? jak tam?'', wysyłają wiadomości, maile, dzwonią, a ja nie mam czasu odpowiedzieć, odpisać, oddzwonić każdemu. Pomyślałam, że może tak będzie łatwiej i efektywniej :)

Taki więc ten post ''słowem wstępu''. Mam nadzieję, że będzie mi to blogowanie szło z górki. Ot co.

Dobranoc :)

xxx